Gwdy Epilog - spływ weekendowy.

Obiecaliśmy, że wrócimy i dokonaliśmy tego. 11 sierpnia w trzy tygodnie po spływie wróciliśmy do Ptuszy aby dokończyć ostatecznie Gwdę. Skład ekipy mocno okrojony ale cóż nic na siłę. Udział wzięli:

  1. Kajak niemiecki: Uli, Torsten;
  2. Kajak jednoosobowy: Biały;
  3. Kajak harpaganowy: Shuya i Cypis.

PIĄTEK 11.08.2000

Ptusza

Punktem, do którego wszyscy mieli dotrzeć była Ptusza i owe pole gdzie pożegnaliśmy Gwdę. Wraz z Białym jechałem samochodem z Gdańska i byliśmy umówieni o 21.00 w Ptuszy z Szują, który miał dotrzeć pociągiem ze Szczecina. Uli i Torsten samochodem mieli pojawić się między jedenastą a pierwszą w nocy. Spływ oczywiście zaczął się od małych przygód. Szuji pociąg przyjechał do Piły z opóźnieniem i pociąg Piła-Ptusza odjechał. Nie było żadnego innego połączenia do Ptuszy, PKS też już nie miał kursów. Na szczęście Szuji udało się znaleźć połączenie do Jastrowia – miejscowości przed Ptuszą. Dobrze że mieliśmy telefon ze sobą, szkoda tylko, że nie słyszeliśmy jak dzwoni. Szuja przeżył kilka chwil grozy w końcu zadzwonił do mnie do domu i dom dopiero dodzwonił się do nas. Odebraliśmy Szuję z Jastrowia i razem ruszyli do Ptuszy. W Ptuszy od razu zameldowaliśmy się w tamtejszym gospodarstwie agroturystycznym gdzie bardzo miły właściciel pozwolił nam zostawić samochód. Podjechaliśmy na pole gdzie skończyliśmy spływ 3 tygodnie wcześniej i wyładowaliśmy sprzęt. Zostawiliśmy samochód w gospodarstwie i po rozłożeniu namiotów czekaliśmy na Uli i Torstena. Niebo było mocno zachmurzone i trochę obawialiśmy się, że prognozy bardzo ładnej pogody na weekend nie sprawdzą się. Warunkiem płynięcia była wszak ładna pogoda. Przez moment nawet spadł przelotny deszcz. Po kolejnym piwie oczywiście rozpoczęliśmy naszą starą zabawę w obstawianie godziny przyjazdu Uli i Torstena. Szuja obstawiał 23.30, Biały 23.45 a ja 24.00. Uli i Torsten przyjechali o 23.59 - i wszystko na ten temat (chłopaki wiszą mi piwo). Potem serdecznie przywitaliśmy się, wypakowali rzeczy i odstawili samochód. Siedliśmy w ciemnościach bo nie rozpaliliśmy ogniska tego wieczoru. Zaczęliśmy wspominać spływ i snuć plany na następne dni. Rozmowy i dobra zabawa trały prawie do rana.


SOBOTA 12.08.2000

Ptusza - Dobrzyca

Rano powitały nas chmury, miałem już wątpliwości ale jak wszyscy stwierdzili: grunt, że nie pada. Po śniadaniu pogoda zmieniła się diametralnie wyszło słońce i tylko od czasu do czasu po niebie przewalały się większe chmury. Złożyliśmy kajaki i w drogę. To znaczy nie zupełnie - Biały przezornie zabrał swoje wiosło, na wszelki wypadek gdyby Uli i Torsten zapomnieli o wiośle dla niego. I jakby wyczuł co się święci bo faktycznie Uli i Torsten wiosła zapomnieli. Biały radośnie wyjął swoje wiosło i ........ okazało się że wziął wiosła nie do pary, końcówki nie pasowały do siebie. Na szczęście okazało się, że można jedną z nich ściągnąć i obie części połączyć. Ale przez moment Biały miał nie wesołą minę. Rzeka do przenoski przy fabryce tektury płynie wolno i spokojnie, teren w około to pojedyncze drzewa i leśne łąki. Biały płynął jedynką Torstena i już na początku najadł się strachu, ponieważ kajak ten jest bardzo chybotliwy i ciężko złapać na nim równowagę. Zastanawialiśmy się nawet, kiedy Biały się wywali i mieliśmy aparaty w pogotowiu.

Kajak Uli i Torstena oraz gęba CypisaHarpagani: Cypis i Shuya oraz jedynka Białego

Przy fabryce czekała nas przenoska ale nie jak podaje mapa po lewej stronie lecz wręcz przeciwnie po prawej. Przenoska jest uciążliwa bowiem przy brzegu są kamienie i zbierają się nieczystości (butelki, jakieś glony i wszelkie jeziorne syfy). Potem jeszcze trzeba przenieść kajaki przez barierkę i wodować na betonowych blokach. Niosąc kajak po owych blokach trzeba bardzo uważać ponieważ są one różnej wysokości i wystają z nich stalowe pręty.

2 stalowe pręty

Przenoska poszła nam dość szybko. Odkryliśmy też z Szują, że nasz kajak ma gdzieś dziurę. Nie była ona zbyt duża i szkoda nam było czasu na jej łatanie ale wody przybywało. Postanowiliśmy załatać kajak po przybyciu na miejsce. Po odbiciu od brzegu okazało się, że konstruktorzy zapory przygotowali jeszcze jedną niespodziankę, na całej szerokości rzeki pod wodą leżały kamienie, które uniemożliwiały przepłynięcie. Po krótkich poszukiwaniach w końcu znaleźliśmy miejsce gdzie było w miarę głęboko (po prawej stronie, niedaleko brzegu). Dalej rzeka Płynie skrajem lasu, nurt jest dość szybki. Właściwie jest to jeden z najciekawszych odcinków rzeki ze względu na dość ciekawe otoczenie i częste bystrza i kamienie - kilka z nich jest nawet trochę niebezpiecznych przez co bardzo interesujących, po dłuższych odcinkach malowniczych aczkolwiech technicznie łatwych. Pomimo naszych namów i propozycji Biały jakoś na tym się nie wywalił. Po drodze znajduję się też kolejny zniszczony most kolejowy nieczynnej trasy, warto na chwilę się zatrzymać i wejść na niego. Można też cość zjeść!

Most zaraz runie!!!  Shuja Pfefferbeißer

Dopłynęliśmy do Krępska, pod drugim mostem w Krępsku trzeba bardzo uważać jest tam silny nurt i pozostałości starego mostu tuż pod powierzchnią wody. Uderzyliśmy z Szują dość mocno w te pozostałości łamiąc przy tym wzdłużnicę w kajaku. Biały też uderzył ale miał więcej szczęścia bo nic nie uszkodził. W Krępsku postanowiliśmy wpłynąć na Rurzycę i zanocować na tamtejszym polu biwakowym. Niestety okazało się ze płynięcie w górę Rurzycy jest dość uciążliwe - aby dopłynąć do biwaku trzeba zrobić dwie przenoski (technicznie niełatwe) - biorąc po uwagę, że następnego dnia mieliśmy wrócić na Gwdę nie opłacało nam się to. Zawróciliśmy i popłynęliśmy dalej. Za Krępskiem Gwda powoli przechodzi w zalew płynąc leniwie i szeroko. Brzegi są zalesione. Utrudnieniem w przepłynięciu w sezonie mogą być wędkarze, którzy szczelnie okupują brzeg i robią karczemne awantury gdy przepłynie się za blisko spławików. Zachowują się tak jakby rzeka była ich własnością. Oczywiście zdarzają się wśród nich normalni ludzie, którzy najzwyklej proszą o przepłynięcie po drugiej stronie, a nie wykrzykują - "spierdalać" albo "kurwa więcej was tam nie ma". Ktoś powinien zrobić porządek z tymi brudasami, bo nie dość, że zaśmiecają brzegi niemożebnie to jeszcze są agresywni. Przed elektrownią w Dobrzycy skręciliśmy w prawo w Piławę i po około 200 metrach płynięcia pod prąd wylądowaliśmy po lewej stronie na polanie świetnie nadającej się na pole biwakowe. W ten sposób zakończyliśmy oficjalnie rzekę Gwdę. Można oczywiście spływać dalej do Piły lub Ujścia i tam dopiero kończyć ale my postanowiliśmy ominąć nieciekawy miejski odcinek.

Bravo Torsten!

Wieczór był ciepły, Torsten popłynął na drugi brzeg po drzewo na ognisko a reszta w tym czasie przygotowywała obiad - oprócz Białego, który tradycyjnie poszedł robić "maksimum" sanitarne. Gdy słońce zaczęło zachodzić zasiedliśmy wspólnie do obiadu. Wieczorem rozpaliliśmy ognisko i rozpoczęliśmy festyn. Siedzieliśmy przy ognisku i chyba do 3 w nocy opowiadając dowcipy - oczywiście po angielsku aby Uli mogła rozumieć - i tłumacząc znaczenia niektórych wyrazów. Wspominaliśmy też spływ sprzed trzech tygodni.

Wycie do KsiężycaPrzy ognisku, przy ognisku...


NIEDZIELA 13.08.2000

Dobrzyca - Krępsko

W niedzielę rano powitało nas słońce i upał. Naszym celem było dopłynięcie do Krępska ale tym razem Piławą pod prąd. Wstaliśmy szybko - szkoda nam było tak pięknego dnia a poza tym musieliśmy jeszcze z Torstenem wrócić do Ptuszy po samochody. Wspólne śniadanko i pakowanie.

Cypis kajakołatacz

W międzyczasie zdążyłem załatać kajak i mogliśmy spokojnie płynąc Piławą. Uli i Torsten spakowali się pierwsi i wypłynęli na rzekę. Szuja pomógł Białemu zwodować kajak i nie obyło się bez małej kąpieli. Biały niefortunnie stanął w miejscu gdzie było dość głęboko i wpadł do wody mocząc sobie spodenki - wreszcie doczekaliśmy się "kąpieli" Białego. Co prawda nie wywalił się z kajakiem ale niespodziewany kontakt z wodą miał. Następnie poślizgnął się pakując kajak i wjechał na tyłku do wody.

Ruszyliśmy, Piława w dolnym biegu nie ma zbyt wartkiego prądu aczkolwiek w miarę posuwania się w górę odczuwaliśmy silniejsze fragmenty. Do Krępska dopłynęliśmy pod prąd bez większych problemów mijając po drodze tradycyjne przeszkody w postaci zwalonych drzew.

Rzeka jest spoko, tylko kierunki nam się pomyliły!Za to Niemcy i Biały dają ostro do przoduSamotny biały Biały

Na tym odcinku Piława jest bardzo ładna, płynie dość wąsko co sprawia, że rzeka jest bardzo "przytulna". W Krępsku pole biwakowe znajduje się po prawej stronie (płynąc pod prąd z kierunku Dobrzycy). Tam zaplanowaliśmy zakończyć spływ. Wyciągnęliśmy kajaki na brzeg i potem wspólna kąpiel. Około 15 Cypis z Torstenem wyruszyli posamochody do Ptuszy. Najpierw skierowali się do Krępska, gdzie postanowili złapać stopa do Ptuszy - jednak nikt nie chciał się zatrzymać Poszli więc do Płytnicy na stację kolejową w nadziei, że złapią jakiś pociąg do Ptuszy. Niestety okazało się, że 20 minut przed ich przyjściem odjechał - następny miał być dopiero późnym wieczorem. Pozostało nam przejść do Płytnicy i może złapać jakiś PKS - niestety żaden nie jechał w tym czasie do Ptuszy. Raz jeszcze spróbowali szczęścia ze stopem ale bez powodzenia. W końcu postanowili dojść do Ptuszy. Po czterech godzinach wędrówki siedzieli już szczęśliwi w naszych samochodach i jechali do Krępska.

Pracy było duuuużo!

W tym czasie Uli, Szuja i Biały rozkładali i suszyli kajaki. Zażyli też jeszcze raz kąpieli w niezbyt ciepłej rzece.  Po przyjeździe dzielnych kierowców zrobiliśmy szybki obiad, a ponieważ czekała nas jeszcze długo droga do domu pożegnaliśmy się czule i ruszyliśmy w drogę. Szuja zabrał się z Uli i Torstenem - Szczecin leży w sumie po drodze do Berlina. A Cypis z Białym wrócili do Gdańska. Było naprawdę super, pogoda dopisała, obie rzeki dostarczyły też wielu pozytywnych wrażeń estetycznych i humory dopisały. Wszyscy nie możemy doczekać się następnej eskapady ale najprawdopodobniej będziemy musieli poczekać do przyszłego roku - trudno. Mamy jednak pewne plany: na długi weekend na Boże Ciało - Rurzyca. Na lato - Piława.

 

Co dalej?

Nasze rzeki   Powróć do Gwdy   Strona główna